Okiem widza ... uchem słuchacza ...
15.września 2000r., podczas Krajowych Targów
Książki w Warszawie, odbyła się konferencja prasowa (?)
na temat planowanego przez Program III PR podjęcia "walki"
ze spadkiem czytelnictwa wśród młodzieży. Impreza miała
miejsce w pałacowej Kawiarence Literackiej i nie wiadomo
dlaczego nie była nagłośniona, bowiem brakowało jej tak
w harmonogramie Kawiarenki, jaki i Sali im. A. Mickiewicza,
do której odsyłał mało czytelny komunikat megafonowy. Trudno
też zrozumieć, w jakim momencie była to konferencja prasowa,
nie wiadomo też do kogo była naprawdę skierowana (co może
pozostać tematem niekończących się domysłów), bowiem na
sali poza trzema osobami z zewnątrz, kilkoma znajomymi Trójki,
tudzież jej pracownikami nie było nikogo, kto powinien twórczo
w tej konferencji uczestniczyć. Czyli - o ile dobrze rozumiem
rolę konferencji prasowej - zabierać głos w dyskusji (której
nie było), proponować, oceniać, weryfikować, uzgadniać.
Temat wywoływał do odpowiedzi wydawców, księgarzy, hurtowników,
myślę, że i bibliotekarzy, a tych po prostu nie było. Pani
Krystyna Kanownik, od czerwca b.r. wicedyrektor Trójki i
Pan Maciej Śnieć z Księgarni "Liber" w Warszawie, rozbrajająco
zachwyceni sobą, mówili właściwie do siebie (i swoich lustrzanych
odbić), zachłystując się pomysłem, którego ... nie było.
Przedstawione propozycje to: tworzenie
jedynej, pełnej listy ukazujących się nowości, reklamowanie
przez gwiazdy Trójki ostatnio przeczytanych książek i w
ten sposób lansowanie mody na czytanie, organizowanie w
ramach "szału czytania" czwartkowych wieczorów literackich,
a wszystko to dla "modelowego", "prawdziwego" słuchacza
Trójki, którym wedle słów p. K. Kanownik jest człowiek w
wieku od 20 do 50 lat, posiadający wyższe wykształcenie
i wynagrodzenie powyżej średniej krajowej !!!
Pomysł stworzenia pełnej listy ukazujących
się nowości jest pomysłem tyleż pięknym co nierealnym, a
już napewno nie "za pomocą" przybiegających z informacją
do Trójki wydawców, hurtowników i księgarzy, jak sobie tego
życzyła pani K. Kanownik. To może pozostać jedynie w sferze
pobożnych życzeń pani wicedyrektor. Mająca gwarancje ustawowe
Biblioteka Narodowa nie jest w stanie od wszystkich wydawców
wyegzekwować nowości, nawet od tych, które wydają tylko
jeden tytuł. Kto na codzień w różnej formie ma do czynienia
z nabywaniem książek i zdobywaniem informacji o nowościach
wie, że jest to zwyczajnie niemożliwe.
Pomysł, aby nowości były lansowane przez
gwiazdy Trójki, grzecznie i z kurtuazją skrytykował Pan
Marek Tobera, który zwrócił uwagę na niebezpieczeństwa tego
pomysłu, przez "ujemny elektorat" gwiazd, jak i brak gwarancji,
że zawsze będą to książki wartościowe. I nie jest to pozbawione
słuszności. Raczej wskazuje na brak przygotowania do tematu
"konferencji", myślenie doraźne i planowanie doraźnych działań,
nie przewidywanie ich skutków i posługiwanie się hasłami
- wytrychami. Zdumienie w jakie wprawił panią wicedyrektor
pan M. Tobera, gdy wspomniał o konieczności nawiązania współpracy
z ICz BN, który statutowo zajmuje się badaniem czytelnictwa,
tylko ten fakt potwierdza.
Tworzenie mody na czytanie wśród ludzi
o zasobnej kieszeni (a takimi są, wedle słów pani wicedyrektor,
posiadacze minimum średniej krajowej), od razu stawia pewien
próg w dostępie do książki i zupełnie oddala od złożonej
w pierwszym słowie oferty walki ze spadkiem czytelnictwa,
jest drogą do taniego snobizmu, nie autentyczną próbą podniesienia
poziomu czytelnictwa w stopniu znacznym czy znaczącym. Najbardziej
zastanawia jednak fakt, że ta "konferencja" odbyła się w
chwilę po likwidacji godzinnego, bardzo ciekawego, mądrze
i profesjonalnie prowadzonego cyklu "Książka tygodnia".
Zlikwidowanego na rzecz jego kilkuminutowych popłuczyn we
fragmencie bełkotliwego programu "Trzymaj z nami", gdzie
dukanie (czytaj: czytanie) fragmentów przez młodych (czy
?) oczytanych, ma zachęcać do zapoznania się z prezentowanym
tytułem. Myślę, że zasygnalizowane wznowienie powieści w
wydaniu dźwiękowym byłoby czymś znacznie bardziej wartościowym
i nie prowokowałoby złośliwych komentarzy pod adresem czytających
beznamiętnie i z wysiłkiem fragmenty tekstów.
O spadku czytelnictwa zadecydowały w największej
mierze wysokie ceny książek, choć napewno nie tylko. Nawyk
czytania przypomina trochę przedłużenie odruchu ssania.
Tak więc "walka" o czytelnika powinna rozpoczynać się znacznie
wcześniej niż we wzorze "prawdziwego", modelowego słuchacza
Trójki, przedstawionym przez p. K. Kanownik.
Jedynie naśladowanie spotkań literackich
w BN, jest pomysłem godnym powtórzenia, w końcu cel jest
zbożny, ale nie ma i mieć nie może cech działania o zasięgu
masowym.
A może raczej należałoby wzmocnić działania
na rzecz zaopatrywania bibliotek, szczególnie tych na wsi
? Sponsorzy, o których zdaniem pani wicedyrektor nietrudno,
może raczej powinni wykładać złotówki na dobro w książkach,
niż ich reklamowanie ?
Dziwi też fakt, dlaczego ten ambitny plan
nie objął książki starej, rzadkiej i poszukiwanej, którą
można nabyć na aukcjach i w antykwariatach, i którą wbrew
temu co można sądzić, młodzież się interesuje. Jednak nie
widać tam radia, które przyglądałoby się zmieniającym się
trendom zainteresowań i byłoby w ten sposób lepiej przygotowanym
do roli awangardy w walce ze spadkiem czytelnictwa. A może
to szlachetne założenie, radio powinno lansować wespół z
telewizją i wspierać wzajem inicjatywy reklamowania nowych
książek ?
W programie I TVP był krótko doskonały
program Mirosława Chojeckiego "Witryna". Profesjonalny do
bólu (niestety późnym wieczorem), a każda rekomendowana
w nim książka była skarbem samym w sobie. Może zatem zewrzeć
szeregi i ożywić ideę ? I niekoniecznie pod hasłem niemal
ogólnonarodowej walki ze spadkiem czytelnictwa, a po prostu
wskazując pozycje ciekawe, warte przeczytania, tak jak czynił
to Mirosław Chojecki właśnie w "Witrynie", czy dziennikarze
Programu III w Książce tygodnia". Trafiające do Trójki informacje
od samych wydawców nie dają żadnej gwarancji, że są to książki
wartościowe, bo jak wszędzie, tak i w wydawnictwach nie
brak działań stricte koniunkturalnych. Z tych też powodów
stanowi to jedynie informację wyrywkową, nie pełną. I może
najpierw młodych i zdolnych wysłać "do terminu", wedle wciąż
aktualnego wzoru: mistrz i uczeń, niech przeprowadzą kwerendę
wśród planów wydawniczych, z czego byłoby znacznie więcej
pożytku, niż "wpuszczać" ich od razu na antenę, gdzie zakręceni
młodzieżową, nowomową bełkoczą bez specjalnego sensu.
Cała ta bzdurna impreza pod nazwą "konferencja
prasowa" ma także swój niebezpieczny aspekt, bo pojawiający
się komunikat w radio o zorganizowaniu takiej imprezy daje
słuchaczowi zupełnie inne wyobrażenie o tym, co miało miejsce
w rzeczywistości.
Najsmutniejszym, by nie rzec histerycznym
elementem konferencji była końcowa wypowiedź pani wicedyrektor,
o tym, że nic - aż tak złego - jak w artykule w "Polityce"
(Nr 27/2000 - przyp.aut.), w Trójce się nie dzieje. Jako
stały i stary słuchacz Trójki, nie podzielam zdania p. K.
Kanownik, bo Trójka straciła blask, traci styl i niepowtarzalny
charme. I mimo bardzo ambitnych założeń na razie nie czuje
się atmosfery "walki" o czytelnika. Program staje się coraz
bardziej miałki, zaśmiecony, pozbawiony dotychczasowej odrębności
i niepowtarzalności. Niepokoi zjawisko postępującego deprecjonowania
dotychczasowych osiągnięć, zastępowania zmian merytorycznych
zmianami czasu prezentacji, likwidację programów, okrajanie
lub wydłużanie itd., co jednak potwierdza zapowiadane w
artykule zmiany. Bardzo przykro obserwować rozpadanie się
perfekcyjnie do tej pory złożonego programu.
"Słuchalność" (by użyć wyjątkowo pięknego
nowosłowa) Trójki nie spadła dlatego, że dyrekcja poprzedniej
kadencji była niekompetentna, bo akurat wręcz przeciwnie,
a dlatego, że zmieniono jej częstotliwość z niskiej na wysoką.
Wiodło to prostą drogą do konieczności wymiany przez większość
słuchaczy odbiorników radiowych, lub kosztowne przestrajanie.
A swoją drogą nie słychać bieżących komunikatów na temat
podwyższania się "słuchalności", dzięki odkrywczym pomysłom
nowej dyrekcji, bo za ubiegłej kadencji komunikaty były
prezentowane na bieżąco.
Pani K. Kanownik była łaskawa zauważyć,
iż Trójki słucha przede wszystkim inteligencja. A mimo tego
traktuje się tego inteligentnego słuchacza jak kreta na
Żuławach, bo nowe propozycje uwłaczają nie tylko tradycji
trójkowej, ale i szarym komórkom słuchających. I tylko żal
wspaniałych dziennikarzy, którym przycięto boleśnie wspaniałe
skrzydła.
Podsumowując, muszę stwierdzić, że zobaczyłam
przerażający brak profesjonalizmu, nuworyszowską nonszalancję
wobec słuchających propozycji "walki", operowanie hasłami-wytrychami,
zamiast rzetelnej, zweryfikowanej przez rzeczywistość argumentacji.
Wciąż aktualne pozostają zatem słowa Stanisława
Wyspiańskiego: "... tak bym serce gnało, gnało, do ogromnych,
wielkich rzeczy, a tu pospolitość skrzeczy ..."
"Megaron" Nr 2/2001
artykuł nadesłała:
Joanna
joanna.grochowska@bg.wsp.czest.pl
|