Po
co istnieje radio
O radiu publicznym i komercyjnym dyskutują:
Hanna Maria Giza (autorka audycji kulturalnych i popularnonaukowych
w Programie III Polskiego Radia), Krzysztof Skowroński (dziennikarz
polityczny Radia Zet) i Eugeniusz Smolar (wiceprezes Polskiego
Radia odpowiedzialny za kształtowanie programu) oraz Tomasz
Wiścicki ("Więź")
Tomasz Wiścicki: Czy radio publiczne
i radio komercyjne są tym samym medium, tylko inaczej zorganizowanym,
czy też dwoma różnymi, rządzącymi się zupełnie inną wewnętrzną
logiką? Jak to wygląda z państwa perspektywy?
Krzysztof Skowroński: Z jednej strony radio
to jest radio: zbiór praw w nim obowiązujących jest taki
sam dla radia publicznego i dla komercyjnego. Radio to są
ci, którzy nadają, i ci, którzy słuchają. Można do nich mówić, śpiewać albo grać -- nic wielkiego nie da się tu wymyślić. Natomiast same instytucje są różne. Radio komercyjne,
w którym pracuję, jest skonstruowane inaczej niż publiczne
-- budynek jest mniejszy, mniej ludzi w nim pracuje, jest
bardziej mobilne. To niekoniecznie zresztą wychodzi mu na
dobre -- czasem tak, czasem nie. Z tego punktu widzenia
radio publiczne w Polsce jest potężną instytucją, a my jesteśmy
takim wozem bojowym. Istotną różnicą między radiem publicznym
a radiem komercyjnym jest to, że my możemy, ale nie musimy.
Moglibyśmy przez cały dzień nadawać disco polo i nikt nie
mógłby mieć do nas o to pretensji. Jakby ktoś zadzwonił,
że mu się to nie podoba, odpowiedzielibyśmy mu, że to nie
jest jego sprawa. My w pewnym sensie nie musimy być odpowiedzialni.
Jeżeli czujemy się odpowiedzialni, to dlatego, że tak właśnie
wybraliśmy. Jesteśmy bardziej wolni. Możemy na przykład
mieć sympatie polityczne albo nie. Jesteśmy natomiast zobowiązani
wobec kogoś innego: nasz kaganiec to reklamodawca, który
daje nam środki do życia, ale i to życie nam utrudnia. Zaobserwowaliśmy,
że reklamodawcy zaczynają się wtrącać w nasze życie. Informujemy,
że pewna firma dokonała jakiejś machlojki, a tu się okazuje,
że to jest nasz wielki reklamodawca. My, dziennikarze, się
tym nie przejmujemy, ale nasze biuro reklamy się piekli.
To może postawić nas w trudnej sytuacji.
Eugeniusz Smolar: Zgadzam się, że jeśli
mówimy o formie docierania do odbiorcy i o samym odbiorze,
różnica między radiem komercyjnym a publicznym nie istnieje.
Krzysztof Skowroński słusznie też zauważył, że istotna jest
różnica w zobowiązaniach. Poza tym brak tradycji, czy też
nowa tradycja radia komercyjnego w Polsce daje mu niesłychaną
elastyczność. Ustawa o radiofonii i telewizji nakłada na
nas obowiązek realizowania misji radia publicznego. Traktujemy
to śmiertelnie poważnie, podobnie zresztą dzieje się w innych
radiofoniach publicznych na całym świecie. Te ramy formalnoprawne
są niesłychanie istotne, ponieważ określają zarazem granice,
w których możemy korzystać z abonamentu. 0 ile radio komercyjne
musi być wyczulone na interesy czy oczekiwania reklamodawców,
w radiu publicznym, uzależnionym od świata polityki, istnieje
pewna nadwrażliwość wobec oczekiwań z tej strony. Politycy
zapisują swoje wymagania w ustawie i byłoby bardzo dobrze,
jeśli ich wpływ ograniczałby się do tego, ale niestety tak
się nie dzieje. Świat polityki wywiera zresztą presję również
na media komercyjne, ale u nas jest ona bardziej bolesna,
ponieważ to poczucie zależności jest silniejsze. Ponieważ
Polskie Radio -- odmiennie niż na przykład publiczne radio
japońskie, kanadyjskie czy brytyjskie -- nadaje reklamy,
wystawia je to również na pewnego rodzaju oczekiwania świata
gospodarczego. Wszelkie formy promocji, sponsoringu -- nie
tylko kupno reklamy -- pozwalają niektórym firmom i środowiskom
próbować wywierać nacisk na dziennikarzy lub za ich pośrednictwem
realizować swoje cele komercyjne. Jest to sfera bardzo delikatna,
która wymaga nieustannej kontroli ze strony przełożonych.
Hanna Maria Giza: Radio komercyjne ma,
moim zdaniem, przewagę nad radiem publicznym w dwóch aspektach:
finansowym i technicznym. Natomiast przewagą radia publicznego
jest stały słuchacz, tradycyjnie przywiązany do tego medium.
Jak wykazują badania opinii publicznej, radio publiczne
niezmiennie cieszy się ogromnym społecznym zaufaniem. I
to jest nasz podstawowy kapitał, którego nie wolno nam roztrwonić.
K. S.: Nasza "przewaga" polega na tym,
że mamy zarówno mniej pieniędzy, jak i gorsze warunki techniczne.
Gdybyśmy porównali liczbę komputerów, ilość miejsca do pracy;
liczbę wozów transmisujnych i łącz -- w Polskim Radiu i
u nas, toby się okazało, że nie mamy przewagi pod żadnym
względem. Także pieniędzy mamy zdecydowanie mniej. Koszty
utrzymania radia są oczywiście mniejsze dlatego, że mniejsze
jest zatrudnienie, a większa mobilność. Do niedawna mieliśmy
jeden wóz transmisyjny, który potrafił przez 24 godziny
dzień po dniu jeździć po całej Polsce i sprawiać wrażenie,
że mamy tych wozów trzy albo pięć. Byliśmy bardzo daleko
w tyle za wyposażeniem RMF, które rzeczywiście jest fantastyczne.
Teraz udało się nam tę różnicę trochę nadrobić.
H. M. G.: Radio, bez względu na to, w jakiej
formule funkcjonuje, czy jako komercyjne, czy jako publiczne,
jest medium, które najpełniej odpowiada na powszechną potrzebę
komunikowania. To jest istotne, ponieważ sygnalizuje potrzebę
rzetelności i odpowiedzialności ludzi radia. Radio publiczne,
obarczone ustawowo określonymi obowiązkami, których komercyjne
rozgłośnie w ogóle nie muszą brać pod uwagę, powinno z "misyjności"
uczynić walor i wykorzystać ją do zwiększenia swojej popularności.
Trzeba tylko znaleźć nowoczesną, atrakcyjną formę dla przekazania
wartościowych treści i takie indywidualności dziennikarskie,
które potrafią nawiązać kontakt i "otworzyć" słuchacza.
Radio może promować wartości humanistyczne i chrześcijańskie,
może pełnić funkcję mecenasa sztuki i popularyzatora kultury,
może przyczynić się do budowania praworządności -- ale nie
musi. Może spowodować chaos, wykreować nieprawdziwy obraz
świata, może także zdegenerować się przez nieuczciwą rywalizację.
A zatem media mogą tworzyć pozytywny lub negatywny obraz
rzeczywistości. Zjawiskiem, które określiłabym jako niepokojące,
jest zauważalna w radiu komercyjnym -- w publicznym zresztą
takie symptomy pojawiają się także -- próba kształtowania
słuchacza poprzez programy w stylu show. W takiej konwencji
można mówić absolutnie o wszystkim: o wojnie, o zbrodniach,
o głodzie, o klęskach i katastrofach, a także o kolejnym
rozwodzie gwiazdy filmowej i o niezidentyfikowanym obiekcie
latającym nad Polską. W takim stylu można mówić bez ponoszenia
jakiejkolwiek odpowiedzialności, kształtując słuchacza --
w sposób nawet dla niego niezauważalny -- obojętnego na
wszystko, takiego Musilowskiego "człowieka bez właściwości",
jak to ktoś określił. Przyjmuje on nawet dużo, ale bezrefleksyjnie
i nic z tego nie rozumie, ponieważ nie zatrzymuje się ani
na chwilę, żeby się zastanowić, czego się właściwie dowiedział.
E. S.: Na Zachodzie to zjawisko ma swoją
nazwę: infotainment. Prawdą jest, że pewien styl uprawiania
radia narzuciła radiofonia komercyjna. Myślę, że w jakimś
sensie dobrze się stało. Tradycyjny, uroczysty styl przekazywania
niezbitych, jedynie słusznych prawd -- z tego słynęła radiofonia
klasyczna, czy to była BBC z lat pięćdziesiątych, czy program
pierwszy Polskiego Radia z lat siedemdziesiątych. Jeżeli
dzisiaj spiker mówi w tym samym stylu, dzisiejszy, zwłaszcza
młodszy wiekiem słuchacz, nie jest w stanie tego ścierpieć.
Nie ma prawd niezbitych, wiemy, ze upadło bardzo wiele mitów,
udało nam się obalić parę mocarstw wraz z murem berlińskim,
a ciągoty do tego stylu wciąż istnieją. Radio komercyjne
wyznacza nam, ludziom radia publicznego, pewien styl atrakcyjnego
docierania do słuchaczy. Nie znaczy to, że musi to być styl
pozbawiony głębi, refleksji, analizy.
H. M. G.: "Atrakcyjnego" to znaczy po prostu
normalnego, komunikatywnego, bez egzaltacji i namaszczenia.
K. S.: Andrzej Woyciechowski był wytrawnym
dziennikarzem i nie chciał robić radia publicznego, tylko
zupełnie inne. Wziął ludzi z ulicy -- innych wtedy nic było.
Gdyby wziął pracowników Polskiego Radia, toby nie stworzył
Radia Zet. Po dziesięciu latach jesteśmy całkiem dobrze
wyszkolonym zespołem. Jest u nas 30 osób, które pracują
od początku. Nie można powiedzieć, że w radiu komercyjnym
obowiązuje całkowita bezmyślność i chęć jak najpłytszego
traktowania wszystkiego, byle tylko było fajnie. Nasze programy
wyborcze, które prowadził Andrzej Woyciechowski, wyprzedzały
Polskie Radio. To był z jednej strony show, ale z drugiej
strony tam odbywały się poważne dyskusje polityczne. Próbujemy
pójść trochę głębiej i wejść w świat prawdziwego myślenia.
Tak samo dzieje się w RMF. Ich programu "Historia świata
od początków Rock and Rolla" nie powstydziłoby się radio
publiczne. Ten program adresowany był do inteligentnego
słuchacza. Wykorzystano w nim archiwa -- wypowiedzi Chruszczowa,
Gierka, lądowanie na Księżycu.
E. S.: Nie jest prawdą, że radio komercyjne
jest pozbawione refleksji i nastawione wyłącznie na zdobywanie
pieniędzy. Owszem, ostatecznym celem działania radia komercyjnego
są pieniądze. Po to właśnie -- poza miłością do tego medium
-- inwestorzy angażują się w ten dział przemysłu, bo to
jest przemysł, na świecie i w Polsce. Jednak słuchacz atrakcyjny
dla reklamodawcy to nie jest słuchacz najgłupszy -- on słucha
również radia publicznego, tylko szuka w nim czego innego.
Z drugiej strony, nie jest też prawdą to, co twierdzą nasi
koledzy z radia komercyjnego, że ludzie radia publicznego
kierują się wyłącznie poczuciem misji i są w sposób paternalistyczny
aroganccy wobec słuchacza. Tak było kiedyś. Jeszcze w końcu
lat siedemdziesiątych uczestniczyłem w dyskusjach toczonych
w BBC, gdzie pod wpływem skuteczności działania radiofonii
komercyjnej uświadomiono sobie, ze naiezy się zastanowić,
jaKa cześć irauycji racua publicznego przestaje trafiać
do ważnej części słuchaczy. Skuteczność radia komercyjnego
polega na tym, że po zbadaniu rynku - czyli tych ludzi,
którzy są dostępni o danej porze dnia czy nocy -- dostosowuje
się program do tego odbiorcy, którego jednocześnie można
"sprzedać" reklamodawcom. Radio komercyjne z założenia nie
chce zaspokajać wszystkich potrzeb. Może robić bardzo cenne
rzeczy, ale to nie jest cel jego funkcjonowania. Prawdziwa
różnica między nimi a nami polega na tym, że my musimy nadawać
i dla przedszkolaków, i dla dzieci szkolnych, i dla studentów
wchodzących w życie i zakładających rodziny, i dla ludzi
czynnych zawodowo, i dla seniorów społeczeństwa. Każdy z
nich ma prawo oczekiwać, że program radia publicznego zaspokoi
jego potrzeby. To jest oczywiście niemożliwe, ale nasze
programowanie musi być na to nastawione. Idziemy bardzo
szerokim frontem i dlatego korzystamy z abonamentu. Z pieniędzy
komercyjnych nigdy nie moglibyśmy się utrzymać i nie moglibyśmy
nadawać tak ambitnego i wszechstronnego programu. Obie strony
wzajemnie się sobie przyglądają. Niezależnie od indywidualnych
ambicji, jest to próbą wzajemnego wydzierania sobie tych
pól, w których obie strony są dobre. Na przykład moim niektórym
kolegom zwracam uwagę na reportaż w Zetce, który nadawany
jest w zasadzie raz w tygodniu. Jest on często bardzo dobry,
realizowany bardzo nowoczesnymi metodami i mógłby być spokojnie
nadany w każdym programie Polskiego Radia. Sposób realizowania
audycji "Radio -- Muzyka -- Fakty" w RMF w ogromnym stopniu
jest ukształtowany na wzór "Zapraszamy do Trójki" -- inne
są tylko głosy prezenterów. Z tego punktu widzenia radio
komercyjne nie różni się od radia publicznego. Istnieje
natomiast kwestia, jak potem się tę informację obrabia,
jak głęboko się wchodzi w wyjaśnianie ludziom, na jakim
świecie żyją.
H. M. G.: Czasami odnoszę wrażenie, że
nastąpiło nieoczekiwane odwrócenie ról. Na początku lat
dziewięćdziesiątych, kiedy w eterze pojawiły się rozgłośnie
komercyjne i radio publiczne poczuło się w pewnym sensie
zagrożone, szybko odezwały się uspokajające, ale i usypiające
głosy: "Przecież my mamy słuchowiska, koncerty, dobrą publicystykę,
reportaż itd." Wówczas rzeczywiście radio komercyjne budowało
swoje programy publicystyka, pogłębiona dyskusja, a nawet
rozmowy o literaturze i powieść w odcinkach. Panuje opinia,
że gwałtownie chcemy pójść tam, skąd oni wracają.
E. S.: Nieprawdą jest, że my robimy to,
od czego oni odchodzą. Różnica polega tylko na proporcjach.
Poza tym, jeśli na przykład Program Trzeci utracił swoją
tradycyjną młodzieżową publiczność na rzecz rozgłośni komercyjnych,
to czy musiało tak się stać? Moim zdaniem nie musiało --
Trójka straciła tych słuchaczy na własne życzenie. W pewnym
momencie nie zorientowano się, że robienie nowoczesnego
programu polega na dobraniu pewnej grupy, która musi stanowić
dominantę audytorium wśród trzech innych programów Polskiego
Radia. Tę dominantę utracono przede wszystkim na rzecz Radia
Zet, które chce być radiem inteligenckim.
H. M. G.: Na Trójkę zdecydowanie destrukcyjnie
wpłynął stan wojenny i cenzura -- tego z oczywistych względów
rozgłośnie komercyjne nie doświadczyły. Ale to właśnie Program
3 był radiem inteligenckim i snobistycznym w pozytywnym
tego słowa znaczeniu. Powszechna jest opinia, że nie wypadało
nie słuchać Trójki.
E. S.: Ale tylko wtedy nie wypadało nie
słuchać Trójki, kiedy radio publiczne miało monopol. Jak
się pojawiła alternatywa, to słuchacze Trójki, ci inteligenci
-- zwłaszcza w młodszym wieku -- znaleźli sobie inny dom.
Cała sztuka polega na tym, ażeby dobrać zaiwvno tematykę,
jak i sposób nadawania, które byłyby atrakcyjne dla tej
grupy. W innym przypadku Trójka w coraz większym stopniu
upodabnia się do Jedynki, co jest problemem i dla Jedynki,
i dla Trójki. Te dwa programy nadmiernie upodabniają się
do siebie nawzajem, pragnąc dotrzeć do bardzo podobnej grupy
słuchaczy. To jest sprawa strategii radia, które dysponuje
czterema programami. Każdy program ma jakąś rolę do odegrania.
Dwójka to program wysokiej kultury muzycznej i literackiej,
Radio Bis jest programem edukacyjnym ludzi bardzo młodych,
ale otwartym na wszystkie pokolenia.
H. M. G.: Zgadzam się, że nie można robić
radia dla wszystkich, bo wtedy w gruncie rzeczy powstaje
radio dla nikogo.
K. S.: My -- Radio Zet -- popełniliśmy
w pewnym momencie błąd pazerności. Uznaliśmy, że skoro już
mamy tego słuchacza inteligenckiego, czas zbliżyć się do
poziomu disco polo. Ten inteligent będzie nas słuchał tak
jak dotąd, a słuchacz -- powiedziałbym -- mniej wymagający
też nas zacznie słuchać. Ten eksperyment nie za bardzo nam
się powiódł. Idąc w kierunku mas nie zaniechaliśmy wprawdzie
naszego dotychczasowego kierunku, ale spłycając nasz program,
doprowadziliśmy do pewnej kakofonii i trochę straciliśmy
słuchaczy, na których nam najbardziej zależało, czyli tych
inteligentów.
E. S.: Aby działać skutecznie, radio komercyjne
musi nakreślić sobie parametry działania, przeważnie określone
demograficznie, między innymi pod presją agencji reklamowych.
Pracują w nich bardzo młodzi ludzie, którzy wychowali się
już w zasadzie tylko na Radiu Zet i na RMF. Jeden z nich
powiedział mi zresztą, że nigdy nie słuchał radia publicznego.
Dowodzi to także, że radio publiczne nie potrafiło w odpowiednim
momencie wykreować konkurencji dla rozgłośni komercyjnych.
Kiedy w Wielkiej Brytanii radio komercyjne zeszło ze statków,
z których nadawało po piracku, i dostało pierwsze koncesje,
BBC stworzyło BBC 1, radio rockowe. W Polskim Radiu zaraz
ktoś powiedziałby, że uruchomienie takiego programu byłoby
niszczeniem radia publicznego, co jest kompletnym absurdem.
Nadawanie dla bardzo młodych ludzi, czternasto-piętnastoletnich,
jest próbą ich wychowania dla poważniejszych programów później.
My ich w dużym stopniu utraciliśmy.
T. W.: Ale czy ten program dla czternasto-piętnastolatków
różni się czymkolwiek od radia komercyjnego poza tym, ze
jest nadawany przez radio publiczne?
E. S.: BBC 1 niewiele się różni od radia
komercyjnego. Z trudnością odnaleźlibyśmy w nim cokolwiek
z tradycyjnie rozumianej misji -- ale ona jest w takim stopniu,
w jakim misją jest informowanie, dostarczanie godziwej rozrywki
w towarzystwie najlepszych zespołów o światowej renomie
oraz -- co bardzo ważne -- tworząc forum dla pokoleniowych
debat na tematy aktualne, także dotyczące wyborów moralnych.
A wszystko to w języku, w jakim kolejne pokolenia nasto-
i dwudziestolatków uznają za własny. Tam uznano, że nie
ma powodu nie dostarczać młodemu pokoleniu znakomitego programu
rockowego, który przez wiele lat stanowił w Europie wzór,
na którego podstawie tworzono inne. Nie ma powodu, dla którego
radio publiczne miałoby zrezygnować z jakiejkolwiek grupy
słuchaczy, niezależnie od poziomu wieku, wykształcenia,
płci, sytuacji zawodowej czy miejsca zamieszkania. Za mało
myślimy w radiu publicznym o koniecznej dywersyfikacji programu
w zależności od tego, do kogo chcemy dotrzeć. Przez ostatnich
dziesięć lat za mało zastanawialiśmy się, dlaczego tracimy
słuchaczy i co należałoby uczynić, ażeby ich utrzymać, nie
tracąc własnej tożsamości. Nie mamy prawa jej utracić, bo
się od nas odwrócą nie reklamodawcy, ale ci, którzy gwarantują
bezpieczeństwo radia publicznego. Nie powinniśmy mieć żadnych
interesów z wyjątkiem tego, że chcemy robić jak najlepszy
program dla największej różnorodnej publiczności. Jest cudem,
że Polskie Radio utrzymało tak poważny udział w rynku. Stanowi
to dla nas znakomitą bazę do walki o słuchacza w najbliższej
przyszłości. Wraz z dalszą walką o rynek radiofonia komercyjna
będzie racjonalizowała wydatki. To znaczy, że eliminowane
będą te elementy programu, które nie mają uzasadnienia ekonomicznego
i były dotąd utrzymywane na zasadzie hobby właścicieli stacji.
Jednocześnie radio publiczne przechodzi proces zmniejszania
kosztów działania i skutecznych zmagań z konkurencją bez
rezygnowania z cennych gatunków, tradycyjnych dla radia
publicznego, takich jak audycje kulturalne, reportaż, reportaż
literacki, słuchowisko. Chodzi o to, ażeby utrzymać słuchacza
nawet niszowego, ale bardzo cennego z punktu widzenia priorytetów
radia publicznego.
T. W.: Pan Krzysztof Skowronki powiedział,
że jego radio mogloby nadawać wyłącznie disco polo i tez
byleby dobrze. Ale tak się nie stalo. Rozgłośnie komercyjne
od samego początku istnienia w Polsce wyznaczają na przykład
standardy informacji w radiu. Nie jest to element konieczny
w radiu komercyjnym, a jednak on się pojawił od początku.
Dlaczego tak się stało? Czy dlatego, ze ten słuchacz, który
wedlug opisanego przez pana Eugeniusza Smolara modelu, jest
celem radia komercyjnego, ma ochotę tego sluchać?
K. S.: Wiem, dlaczego tak się stało w Radiu
Zet. Ambicją założyciela było stworzenie radia informacyjno-publicystycznego,
które miałoby wpływ na życie polityczne i społeczne w Polsce.
Tak kształtował zespół redakcyjny, żeby był on do tego zdolny.
Kiedy zabrakło założyciela, zespół pozostał, trochę się
wprawdzie nie mógł pozbierać, ale nadal te zdolności ma
i próbuje to realizować.
E. S.: Radio publiczne jest absolutnie
niedoścignioną potęgą, jeśli chodzi o informację, choć radio
komercyjne pokazało, że tę samą informację można prezentować
w inny sposób, w innej formie. Andrzej Woyciechowski, z
którym miałem okazję wielokrotnie rozmawiać na ten temat,
uważał, że on będzie w stanie w tej dziedzinie skutecznie
konkurować z radiem publicznym. To była jego ambicja. W
jakimś stopniu to się udało, ale przy ogromnych kosztach
funkcjonowania radia. W pewnym momencie Zetka bardzo wyraźnie
odeszła od takiego wysiłku informacyjnego.
T. W.: Z punktu widzenia słuchacza,
czy może raczej: słyszenia; istnieją z jednej strony pewne
dziedziny obecne zarówno w radiu komercyjnym, jak i w radiu
publicznym -- przede wszystkim informacja, muzyka, częściowa
publicystyka, śladowo reportaż. To jest pole bezpośredniej
konkurencji, czasami nawet doslownej -- w tym samym czasie
w różnych stacjach odbywają się rozmowy z politykami, w
tym samym czasie są wiadomości. Z drugiej strony w radiu
publicznym jest jeszcze coś "ponad", na przykład problematyka
kulturalna. Kiedy Andrzej Wajda dostał Oscara, oczywiście
wszystkie rozgłośnie o tym powiedziały, lokalne radio może
podać informację o imprezach kulturalnych, rozprowadzić
darmowe bilety... Czy w radiu komercyjnym, jest w ogóle
miejsce na problematykę kulturalną inne niż tylko informacja
na ten temat?
K. S.: Próbowaliśmy nadawać "Klub Radia
Zet" i zrezygnowaliśmy z niego z racji minimalnej słuchalności.
Prawdą jest, że w 24 godzinach nie jesteśmy w stanie znaleźć
30 minut, w których moglibyśmy porozmawiać na przykład o
teatrze. Musimy brać pod uwagę, ile osób przestanie nas
słuchać w tym momencie. Zawiedziony słuchacz zdradzi nas,
pójdzie sobie precz i do nas nie wróci. I dlatego takiej
audycji nie zrobimy. Natomiast nie uważam, że jesteśmy skazani
na brak kultury w takim radiu jak nasze. Na przykład dzisiaj
-- 4 kwietnia -- przez cały dzień nadajemy raport o stanie
kina. We wszystkich wiadomościach od godziny dziewiątej
do osiemnastej mamy minireportaż -- dwie minuty, dwie, trzy
wypowiedzi na ten temat. Taki pomysł można wykorzystać --
nikt na przykład nie zabroni nam zrobić dnia z Tuwimem.
E. S.: Ostatnio w RMF pojawił się poeta
Bronisław Maj. Ten krakowianin, Galicjusz z krwi i kości,
mówi tam na temat poezji i kultury zupełnie inaczej niż
w radiu publicznym. Szefowie RMF najwyraźniej doszli do
wniosku, że już związali ze swoim radiem tego najmłodszego
słuchacza i bardzo wyraźnie przenieśli zainteresowanie ku starszemu pokoleniu, w granicach 35-40 lat, co jak na muzyczne radio komercyjne jest bardzo dużo. Oczywiście może też istnieć radio, którego właścicielowi me zależy na dochodach akurat z tej działalności. To jest możliwe -- przykładem jest finansowane przez RMF Radio Opera w Krakowie. Ono w ogóle nie nadaje reklam. To jest po prostu szlachetne hobby Stanisława Tyczyńskiego, prezesa RMF, który uznał, że go na to stać.
H. M. G.: Naturalnie, że o poezji, o literaturze w ogóle, o kulturze można mówić w sposób interesujący, a nawet porywający. To nie kultura wysoka jest nudna, tylko bywa w nudny i pretensjonalny sposób prezentowana. Jeśli o kulturze w publicznym radiu będzie się mówiło w sposób napuszony lub egzaltowany, to żaden słuchacz nie będzie w stanie tego znieść. Moim zdaniem, bez względu na to, w jakiej formule radio działa -- publicznej czy komercyjnej - emitowane audycje są do słuchania, do korzystania - na przykład edukacyjne - i do niczego. Tylko od nas zależy, jakie radio stworzymy.
T. W.: Jak wygląda komunikacja społeczna z pośrednictwem radial Kto się z kim komunikuje -- autorzy audycji ze słuchaczami? Czy państwo starają się kształtować słuchacza, czy też do niego dostosować?
H. M. G.: Moim zdaniem, radio publiczne bardzo poważnie traktuje swoją rolę -- medium kształtującego słuchacza, formującego go, choćby po to, aby prawidłowo odbierał przekazywane mu treści. Jest to zresztą działanie w obie strony, ponieważ radio stara się odpowiadać na potrzeby słuchaczy, którzy piszą i dzwonią do radia. Prowadzimy audycje na żywo -- programy kontaktowe -- do których każdy słuchacz może zadzwonić i podzielić się swoją opinią, powiedzieć, czego oczekuje, co mu się podoba, a co nie. Sądzę, że bezpośredni kontakt ze słuchaczem to jest w ogóle przyszłość radia, i nie tylko publicznego. Ale musimy ciągle mieć świadomość tego, że jesteśmy u naszych słuchaczy w domu. Jeśli nas nie lubią i nie chcą słuchać, jeżeli znudzi ich to, o czym mówimy w sposób mało interesujący, albo w ogóle ich to nie interesuje -- mogą nas ze swojego domu wyprosić przełączając się na inną stację i koniec. To jest działanie naczyń połączonych: relacja i w naszym interesie jest to, aby była ona dobra i twórcza. Aby obie strony podpowiadając sobie i dopowiadając, wznosiły się na wyższy poziom.
E. S.: Radio jest formą komunikacji społecznej wszystkich ze wszystkimi, nie tylko dziennikarzy i odbiorców. Także sami słuchacze bardzo często ze sobą dyskutują. W Polsce próbuje to robić Tok FM. My też to robimy w Trójce w różnych audycjach kontaktowych, z otwartym mikrofonem. Ale jest jeszcze pewna forma komunikacji, która dla radia publicznego ma charakter zasadniczy -- pozwala słuchaczowi zrozumieć świat, w którym żyje. Dobrzy dziennikarze są świetnie zorientowani i są w stanie uchronić się przed naciskiem zarówno ze strony polityki, jak i sfer gospodarczych. Umieją wytłumaczyć to, co się dzieje. To jest bezcenna funkcja radia. Oprócz tej komunikacji góra-dół jest również bardzo ważna komunikacja dół-góra. Możni tego śwdata dowiadują się znacznie więcej na temat tego, czym rzeczywiście żyją ludzie, właśnie dzięki radiu niż na przykład z telewizji. Sprawia to łatwość korzystania z radia dzięki jego niemal wszechobecności -- w domu, w pracy, w samochodzie czy w sklepie.
T. W.: Czy państwo obawiają się o przyszłość radia? Czy nowe możliwości techniczne pozwolą mu się rozwinąć, czy tez -- przeciwnie -- radio będzie zagrożone przez ekspansję także doskonalącej się technicznie telewizji?
K. S.: Przy obecnej łatwości tworzenia studiów radiowych w terenie można robić rzeczy niesamowite. Telewizja nigdy nie dojdzie do tego, bo koszty są za duże.
H. M. G.: Potęga słowa jest nie do przecenienia. Dlatego nie obawiam się o przyszłość radia. Nie wydaje mi się, aby było zagrożone przez telewizję czy kulturę obrazkową w ogóle. Radio jest jedynym spersonalizowanym medium, gwarantującym intymny kontakt. Inne media pozbawione są tej możliwości: radio, ta skrzynka, mówi do mnie moim językiem i mogę słuchać, kiedy tylko mam na to ochotę. Jestem pewna, że radio, które jest ciągle takim magicznym teatrem wyobraźni, działa na odbiorcę znacznie intensywniej i bardziej twórczo niż gotowy obraz pokazywany w telewizji, który już nie może być inny niż jest. Odpowiednio podane słowo, opowiedziana historia czy anegdota pobudza wyobraźnię i rozwija odbiorcę. Choć brzmi to paradoksalnie, słowem można więcej "pokazać" niż obrazem.
E. S.: Elita gospodarcza w ogóle nie ogląda telewizji, bo nie ma na to czasu. Ci ludzie korzystają z prasy fachowej, z internetu, wiadomości z giełdy będą mieli podawane na telefon komórkowy -- i słuchają radia. Jeśli radio dostarcza im informacji, które ich interesują -- politycznych, społecznych, gospodarczych -- są najwdzięczniejszymi słuchaczami. Poza tym człowiek oglądający telewizję jest uwiązany do miejsca. Nie może na przykład prowadzić samochodu i jednocześnie oglądać telewizji, to znaczy może, ale jest to dość ryzykowne. Radio pozostanie. Wszystkie badania związane z nowymi projektami radiowymi wskazują, że radio będzie tym, czym jest obecnie, tylko jeszcze bogatszym o własną pamięć, o tekst i uzupełniającą informację, a nawet o obraz. Radio będzie docierać do słuchacza niekoniecznie z nadajników na UKF-ie, co jest bardzo drogie, tylko na przykład bezpośrednio z satelity. W dach samochodu będzie wbudowany "talerz", który pozwoli nam odbierać ten sam program od Moskwy po Paryż bez przełączania guzika. Czeka nas zupełna rewolucja -- słuchacz nie będzie związany czasem nadawania poszczególnych audycji. Tak jak dzisiaj możemy kodować program telewizyjny, żeby go sobie nagrać na wideo, będzie istnieć metoda kodowania indywidualnych elementów programu radiowego. Będę mógł słuchać konkretnej audycji, a nawet konkretnej piosenki o wybranej przeze mnie godzinie. Ta wolność wyboru słuchacza będzie bez wątpienia decydowała o sposobie kreowania programu radiowego. Wszystko to daje ogromne możliwości, a nam -- poczucie bezpieczeństwa. Naszym najgroźniejszym przeciwnikiem jest zmniejszający się poziom cierpliwości odbiorcy. Jak powiadają psychologowie, niegdyś nudne było to, co nie było interesujące, a teraz coś, co nie jest ekscytujące, staje się natychmiast nudne. Znacznie większe jest obecnie oczekiwanie natychmiastowej gratyfikacji i my jesteśmy tego beneficjentami i ofiarami zarazem.
K. S.: Ocaleniem dla naszego zwykłego radia będzie ludzkie lenistwo. Oczywiście każdy z nas będzie sobie zapisywał pewne audycje, natomiast w samochodzie będzie się po prostu słuchać radia. Poza tym radio jest obecne w życiu i najszybciej informuje o tym, co się zdarzyło. Radio dostarcza takich właśnie informacji -- proszę bardzo, było trzęsienie ziemi. Jak ktoś będzie miał takie swoje nagrane radio, to się o tym trzęsieniu ziemi nigdy nie dowie.
Opracował Tomasz Wiścicki
artykuł pochodzi z pisma Więź (maj 2000)
|