Malarz Seba czasem o czasie

Ostatnimi czasy Malarz Seba co jakiś czas robił komiks o czasie. Krotochwilnie o chwili. O trwaniu przemijania, przemijaniu trwania. O ciągłości bycia w czasie. O jednoznacznej tożsamości w tym trwaniu, które można odczuwać kwantowo.

Fundamentalnym okazało się pytanie nie o to, kim jestem, lecz raczej: kto jest mną? Kto był mną? Kto będzie mną?

Kto był mną, gdy był kimś innym? Inaczej marzył, czym innym się cieszył. Miał swój czas. Wszystko na ziemi ma swój czas.

Kim będę jutro, za tydzień, za rok, za dwa, za dziesięć, za sto, za pięćset lat? A raczej: kto będzie mną wtedy? Kto będzie mną w wieczności? Kto mnie wybawi byciem z unicestwienia? Kto zaktualizuje moją tożsamość, gdy mnie z dziś już nie będzie? Kim jestem dla mnie przyszłego? Kim jest ja przyszły dla mnie ostatecznego?

Te pytania przeminęłyby z czasem, utkwiłyby w przeszłości, w swoistym have done, gdyby nie to, że powróciły wraz z oświadczeniem aktora Jerzego Zelnika. O sobie samym: Przede wszystkim to nie ja, tylko on. Tamten Zelnik to nie ja. To nie ja współpracowałem z SB. To on!

Wszystko przemija, ale zostaje. Czy przeszłość nie istnieje? Z pewnością istnieją różne wersje zdarzeń. Różne przedstawienia tych samych faktów. Zwłaszcza gdy alegorycznie odnoszą się do jednej prawdy. Co musi istnieć, żebym istniało to, co zaistniało? Jaka pamięć musi istnieć, żebym odpowiadał za swoje życie? Jak święta pamięć musi mieć mnie w opiece, by móc mówić o mnie nawet po mojej śmierci? Bym sam o sobie mógł mówić?

 

FacebookTwitterGoogle+Podziel się