Dochodzą nas słuchy, że PiS chce zmienić także ordynację wyborczą. Pomysł jest bardzo dobry, a kwestię tę podnosił przecież Paweł Kukiz, kandydując rok temu na stołek prezydencki. Tyle że pomysły PiS nie idą w kierunku słusznym. Pomysł słuszny uniemożliwiłby przecież powstawanie takich sytuacji, jak tak, która zdarzyła się podczas parlamentarnych wyborów z końcem 2015 roku.
To przecież właśnie wtedy w wyborach do Sejmu partia PiS dostała 37.58 % głosów, co nie wiedzieć czemu przełożyło się na 235 mandatów. W parlamentarnych ławkach jest miejsce dla 100 senatorów i 460 posłów. Pytamy zatem, jakim cudem 37,58 % głosów przełożyło się na 51 % posłów? Jaka zwichrowana matematyka za tym stoi? Nie mamy nadziei, że PiS to wynaturzenie wyeliminuje. Raczej jeszcze bardziej utrwali.
Zwichrowana matematyka to jedno, a partiokracja – drugie. Dlaczego jest tak, że choć kandydat X dostaje najwięcej głosów w swoim okręgu, to jednak nie on zostaje posłem? Przykłady? Proszę bardzo: Jerzy Wenderlich w okręgu nr 5. otrzymał najwięcej, bo 25365 głosów (o 4042 więcej od kandydata PO, Tomasza Lenza, który zajął 2. pozycję). Posłami zostali tymczasem panie i panowie z PiS, Po, Nowoczesnej, Kukiz’15 i PSL. Najsłabszemu z nich wystarczyło 7230 głosów. I to nie jest żadna tajemnica. Wyniki wyborów są ogólnodostępne. Także w w rozbiciu na poszczególne okręgi. Oto wyniki w okręgu piątym: http://parlament2015.pkw.gov.pl/349_Wyniki_Sejm/0/0/5
Nie łudźmy się, partia, która skorzystała na kiepskiej ordynacji, zmian w jej obszarze nie przeprowadzi na lepsze.