W telewizyjnym „Świat się kręci” (nie mylić z dawnym owsiakowym „Się kręci”) Jan Pospieszalski stanął w absurdalnie przesadny sposób w obronie ks. Jacka Międlara, który towarzyszył narodowcom w ich politycznej hucpie w białostockiej katedrze. Pospieszalski powiedział nie tylko że „ten ksiądz bardzo dobrze służy Kościołowi” i że „niesie Ewangelię młodym ludziom, nawołuje do ciężkiej pracy nad sobą, nad swoimi cnotami”, co już samo w sobie jest dość karkołomne, ale też skomentował słowa Przewodniczącego Episkopatu Polski (po zdarzeniach w Białymstoku Kuria Białostocka przeprosiła za nie i odcięła się od nacjonalizmu, a abp Stanisław Gądecki napisał: „Wyrażam dezaprobatę wobec wykorzystywania świątyni katolickiej dla głoszenia poglądów obcych wierze chrześcijańskiej”) słowami: „Bardzo dobrze, że późno bo późno, ale jednak przewodniczący Episkopatu odniósł się do skandalicznej prowokacji w kościele św. Anny w Warszawie.”, udając głupio, choć złośliwie, że myśli, iż biskupowi Gądeckimu chodzi o feministki, które ze swoją polityczną ustawką wystąpiły w kościołach (Gazeta Wyborcza i TVN nagłośniły ich pokazówkę w kościele św. Anny na Krakowskim Przedmieściu) jakoś tydzień albo dwa wcześniej.