Nastąpiło uruchomienie słowa narracja, które żywcem wzięte z ideologii postmodernistycznych zajęło umysły działaczy co większych partii, niezależnie od ideologii wyznawanych przez nie oficjalnie. Narracja stała się więc tym, co je jednoczy. Tymczasem mówiło się kiedyś: „żywcem mnie nie wezmą” lub też: „tanio nie sprzedam skóry”. Czy nic z tego nie zostało? Snute opowieści o narracji w polityce włożyć można między bajki, a to dlatego, że tym jest właśnie narracja: snucie opowieści. Mamy więc do czynienia nie tylko z opowiadaniem bajek, ale też z jakże postmodernistyczną dekonstrukcją – i to wszystko za jednym zamachem. I właśnie tego zamachu dokonują ramię w ramię partie pozornie sobie przeciwne, jeśli nawet nie wrogie (to wrogość paradoksalnie przyjazna, bo symbiotyczna; bez niej one nie istnieją). Jest to zamach na jezyk, kulturę i zdrowy – zdawałoby się – rozsądek nasz narodowy. Choć i tu znajdą się nierozsądne komentarze dzielące naród na nad-Polaków i pod-Polaków.
Poniżej przykład dwóch równoległych narracji.