|
Polemika - Anna Moszczyńska
Tajniak, nr 16 - lipiec/sierpień 2002
Jakże żałuję, o Panie S., że nie zaliczam się do uznanej
za bóstwo Fortuny (kapryśnej a upragnionej) przez Pana,
rzeszy słuchaczy Z i RMF,
których skutecznie chciałby Pan kupić - mocą pomysłu?
Jakże żałuję, o Panie S.
że miast taniej, skrojonej na miarę, niewyszukaną, rozrywki
poszukuję, jak wszyscy dawni słuchacze Trójki,
smaków cokolwiek bardziej wysublimowanych - nie tchnących nudą.
Jakże żałuję, o Panie S,
że nie podpadam prawdzie wyników ankiet, z których Pan czerpie
moc swą nadludzką.
Jakże żałuję, o panie S....
Dostałam kiedyś w prezencie zegarek firmy Atlantic. Zwykły zegarek wskazówkowy, reprezentujący bardzo klasyczne, proste wzornictwo. Dziś ma zniszczoną szybkę. W związku z tym mam pytanie:
Czy powinnam rozebrać go i przekształcić tak dokładnie, by uzyskać najnowocześniejszy zegarek elektroniczny z plastikową obudową - w końcu takie się teraz produkuje i jest to, podobno najwyższy standard?
Czytając wywiad z panem Smolarem, zauważyłam kilka rzeczy, do których muszę się koniecznie ustosunkować.
Całkowicie zgadzam się z tym, że przemija postać świata i że należy ewoluować razem z nią. Nie zgadzam się natomiast z tym, że efekt podążania za zmianami ma być przejmowaniem cudzych mód, cudzych upodobań. Nie sądzę, by ktokolwiek przy zdrowych zmysłach - a za taką grupę ludzi uważam byłych słuchaczy Trójki - sprzeciwiał się zmianom na lepsze. Bunt, niestety bardzo kulturalny w/w grupy rozpoczął się, gdy ktoś zaczął majstrować przy mechanizmie Atlantica, pardon, Programu Trzeciego w niewłaściwy sposób i to bez konsultacji ze słuchaczami.
Argument, że zmiany w ramówce Trójki pojawiały się już wcześniej uznaję za odparty powyższym akapitem.
Gąszcz bałaganu myślowego, który pojawia się w dalszej części wywiadu to już wyższy stopień trudności.
Pan Smolar twierdzi, że Trójka traciła słuchaczy. Nie potrafię się ustosunkować - nie posiadam danych opartych na ankietach, które nieprzytomną estymą darzy mój - ubolewam - nieobecny przy nie adwersarz. Z doświadczenia i zwykłych kontaktów międzyludzkich zaś mam taką wiedzę: żaden z dotychczasowych słuchaczy Trójki z mego środowiska nie umarł, ani jej nie opuścił, wręcz przeciwnie. Całe mnóstwo moich poszukujących znajomych przenosiło się, do czasu sławetnej rewolucji Pana Smolara, którą nazwałbym rewolucją milczenia (każda ma jakąś nazwę - z wyboru wytłumaczę się później), do Trójki - dlaczego? Zmęczeni byli mdławą nijakością i opartą na niegdysiejszych strategiach marketingowych formuła przyjętą przez stacje komercyjne, w których nikt (ze względu na poziom prezentowany na antenie - bez odbierania godności ludzkiej w życiu) - mówił do wszystkich ergo do nikogo i o niczym i łapał słuchaczy na bilety do kina.
Skuteczność jest ważna - jednak człowiek cywilizowany, a na pewno twórca kultury, wie i wierzy, że nie za każdą cenę.
Rewolucja Smolara to rewolucja milczenie - my, dawni słuchacze Trójki używamy bowiem zbyt cywilizowanych sposobów, by przekonać zmieniaczy, że zmiany są niedobre. Chcemy rozmawiać, dyskutować, potraktować sprawę jak dorośli - ale cóż, nasza frakcja prócz "Ateny i Apollona", nie znajduje poparcia. Dlatego wszelkie uwagi dotyczące oceny "Twojego Pierwszego Radia" wysłuchiwane są przez automatyczne sekretarki, niewpuszczane na antenę przez przerażonych prezenterów jako "niepoprawne politycznie". Wystarczy wspomnieć dyskusję między panem Zanussim a panem Smolarem w audycji pani Marcinik, w której pan Smolar tytułowany był bezustannie Panem Prezesem [wielkie lit. odaut.], a pan Zanussi po prostu panem Zanussim.
We wspomnianej audycji ujawnił się jeszcze jeden aspekt prób podejmowania rozmowy z panem Smolarem - ten mianowicie, że łatwo przychodzi mu zgadzać się w warstwie słownej z każdym kontrargumentem przeciwników (nie wiem skąd tu charakterystyczny zapaszek demagogii). Inną cechą Pana Prezesa, który sam w dyskusji wpada, co naturalne, w stan podniecenia, jest używanie argumentów o "mowie emocjonalnej" rozmówcy. Wszystko po to, by go stłamsić i ośmieszyć, mamy zatem do czynienia z fau pas z gatunku: "przytkała motyka gracy". Ale cuius regio eius religio.
Jest jeszcze jedna ciągota w Panu Smolarze, która daje o sobie znać w wywiadzie - nie umknął jej chyba żaden wielki - mianowicie chęć zastąpienia Najwyższego w planowaniu wszystkiego najlepiej. Decyzje o zmianie Trójki podjął przecież zgodnie z najlepszymi standardami czyli także demokratycznie - tak chciał lud. Czy także ten lud, który chciał dyskutować o nowym kształcie programu, a nie dane mu było na antenie?
Wydaje mi się, że Jego Wszechwiedza Smolar daje się zwieść na Lucyferiański trakt - a mianowicie wszystko dla wszystkich, a przynajmniej dla mas. "Twoje Pierwsze" radio ma proponować zróżnicowaną ofertę, a nie zajmować się promowaniem "kultury wysokiej", jak do tej pory, w sposób skuteczny (jasne, że do odpatynowania).
Zróżnicowana oferta w aktualnym rozumieniu to rozmowy o Maryni i pomidorach - zbliżanie się i prześciganie czołówki rozgłośni komercyjnych.
Ponadto zmiany w programie Wszechwiedzący Prezes uzasadnia przestarzałą formuła ramówki przygotowywanej przez dyletantów. Krocząc traktem racjonalizmu, Pan Prezes nie docenia roli przypadku (czy on jest czy nie ma, to sprawa na inne rozważania) - mieszaniny emocji, intuicji, korzystnych warunków i ciężkiej pracy w tworzeniu czegoś nowego - i obraża dotychczasowych twórców. Trójka była genialna ze swoją ramówką i na nic tu argument, że tworzyli ją ludzie, którzy nie mieli pojęcia o nowoczesnym radiu. Przypomnieć chyba wypada, że sukces nie bierze się ze statystyki, niestety. Wystarczy spojrzeć dokoła. Każdy genialny wynalazek bierze się z pasji i odwagi - rzadko z "kujońskiego" podejścia do życia.
Swoistym znakiem uprawianej przez Pana Smolara refleksji o zepchnięciu wysokiej kultury z Trójki do Dwójki przypomina mi stereotyp, że co piękne, musi być głupie i nudne. Co za tym idzie i, co niestety, potwierdza tak zwana empiria, co z wierzchu atrakcyjne musi być wewnątrz puste. Zatem kultura wysoka powinna być niejadalnym i minoderycznym gniotem dla ekscentryków, okularników itp., zaś to, co na topie powinno w równy sposób zadowolić w pobieżnym kontakcie tak dresiarza jak prezesa - docieramy zatem do kompleksu Marilyn Monroe?
Perełeczką wywiadu jest według mnie wolta w rozważaniach: jak powinno być realizowane i rozumiane radio, które chce mieć wysoką słuchalność w ciągu dnia. By zdobyć popularność, wygrać z innymi stacjami pierwszeństwo w "kołchoźniku" nie powinno być angażujące, emocjonalne i nie może zmuszać do refleksji. Dwa akapity później Pan Prezes cieszy się z pomysłu przyznania "środka dnia" Kubie Strzyczkowskiemu, którego chwali za umiejętność... zaangażowania słuchaczy. Krótka pamięć, czy tak doskonała szkoła sofistyczna?
Swoją drogą zapytuję się przy okazji o przyczynę takiego wyróżnienia Pana Kuby.
Oby wybaczone mi zostało popełnienie tego paszkwilu, ale ma on jedno niezaprzeczalne uzasadnienie - to mianowicie, że nie jesteśmy przywykli do debat, dyskusji na forum i wykonywania i egzekwowania autentycznej demokracji - w której równoważy się zaangażowanie w sprawę z odpowiedzialnością. Tym skromnym głosem pragnę się przyczynić do podkreślenia mojego zaangażowania w Trójkę i poczucia odpowiedzialności za nią.
Czy ten głos sprzeciwu nie jest spóźnionym sygnałem - przecież Trójka wraca do siebie częściowo tylnymi drzwiami?
Nie na tym sprawa polega. Wolałabym, żeby na przykład zagadki literackie i muzyka poważna zostały zaproszone głównymi drzwiami, co umożliwiłoby niektórym zaprzeczenie obiegowym opiniom, jakoby byli pozbawionymi kultury twórcami kultury.
Anna Moszczyńska
P.S. A może nie doceniłam finezji i dialektyki starań Pana Smolara? Może wszyscy zostaliśmy wciągnięci w grę Wallenroda - wywołać skandal, z rozmachem, by uczynić bardziej popularnym radio, które i tak będzie sobą, w dobrym stylu?
|
|