|
ROZMOWA Z PAWŁEM KOSTRZEWĄ - TRÓJKOWY EKSPRES
PIOTR IWICKI: Trójka do niedawna była jedną z bardziej hermetycznych redakcji - trudno było wejść w skład tego gremium. Jak do niej trafiłeś?
PAWEŁ KOSTRZEWA: Złożyłem oficjalnie ofertę chęci współpracy z Trójką. Okazało się, że na Myśliwieckiej wiedzą, że we Wrocławiu jest ktoś taki jak Paweł Kostrzewa. Po poważnej rozmowie szefów postanowiono dać mi szansę. I tak już zostało.
Wychowałeś się na Trójce?
Oczywiście, w czasach gdy dorastałem muzycznie, w zasadzie nie było wyboru. Nie byłem jej fanatykiem, ale miałem kilka audycji, za które dałbym się pokrajać.
?
Uwielbiałem audycje Piotra Kaczkowskiego, Marka Niedźwieckiego, Jerzego Janiszewskiego. Słuchałem wszystkich "List przebojów". Sobotnie popołudnia i nocne programy "Kaczora" to była jazda obowiązkowa dla wszystkich, którzy chcieli coś wiedzieć.
I pewnego dnia znalazłeś się po tej samej stronie "sitka" co Twoi idole, w tym samym studiu. Miałeś tremę?
Długo szukałem swojego miejsca, miałem tremę, ale wiedziałem, po co tu przyjechałem. Cel był jeden - uczyć się od najlepszych i realizować swoje wizje, pomysły. "Trójkowy ekspres" to moje radiowe ukochane dziecko. Udało mi się stworzyć tę audycję, zaistnieć dzięki niej i - co najważniejsze - prowadzić ją do dzisiaj pomimo zmiany czterech dyrektorów.
Nie mogłem się przyzwyczaić do Twojego głosu. Był zbyt niski, mroczny, tubalny, pasował raczej do nocnych audycji rockowych niż wczesnopopo-łudniowego "Ekspresu". Był pewnym dysonansem na tle łagodnych, ciepłych barw Trójki. Ty sam chyba też trochę nie pasowałeś do ówczesnej formuły radia. Grałeś inną muzykę, pokazałeś kilka nowych kapel. Czy czujesz się Markiem Wiemikiem przełomu wieków? Dziś niewiele osób pamięta, że to on pierwszy pokazał w publicznym radiu zespoły punkowe.
Zawsze pociągało mnie nowe. Po co komuś kolejna taka sama audycja? Tym bardziej że w Trójce określone gatunki kojarzą się z określonymi prezenterami. Szukałem swojego miejsca i je znalazłem. I nie przyszło mi to z trudem, bo utożsamiam się z zespołami, które gram w audycji, to muzyka, którą kocham. Wiele tych młodych zespołów zaświadcza czynem, że rock nie umarł. Jest dużo znakomitej polskiej nowej muzyki, dość wspomnieć o scenie hiphopowej czy elektronicznej.
Jesteś jednym z prężniejszych animatorów życia koncertowego w tej rozgłośni. Byłem na ostatnim hiphopowym koncercie - rewelacja! Czym jeszcze nas zaskoczysz?
Przez pięć lat w Trójce wymyśliłem i doprowadziłem do skutku około trzydziestu takich imprez. To u nas grał na antenie Myslovitz, gdy jeszcze nie był popularnym bandem. Wiele zespołów promuje tu na scenie swoje płyty, dość wspomnieć Janerkę, |ciankę, Lenny Valentino. W koncertach "Trójkowego ekspresu" zagrała Nosowska, Negatyw, Agressiva 69, T.Love w urodziny Muńka. Grzechem byłoby nie wykorzystać tak doskonałego studia konceńowego. A przyszłość? Na pewno więcej hip hopu, który się tu świetnie sprawdził przy okazji koncertu F.I.S.Z.-a. Rozmawiamy z młodymi wykonawcami z Anglii. Coś z tego musi wyniknąć. Dobra sława koncertowego studia, jego możliwości są magnesem, bo możemy dokonywać rejestracji na światowym poziomie. Niebawem będziemy produkować nagrania debiutujących zespołów.
Czy określenie "kultowa", bo tak o Trójce mówią jej rówieśnicy, pomaga rozgłośni?
Ma to dobre i złe strony. Trudno coś zmieniać, ale czuje się też grunt pod nogami.
Trójka się zmienia. Jeszcze kilka tygodni temu w "Gazecie" byliśmy zasypywani setkami listów od zrozpaczonych słuchaczy. Miało według nich zniknąć z anteny wiele audycji, autorów. Rzeczywiście, ramówka się zmieniła, słychać wiele nowych głosów, inne brzmienie dżingli. Niedzielne spotkania z Waszymi kabaretami przeniesiono z 10:00 na 13:00 - a to była tradycja, która stanowi wartość samą w sobie. Brzmieniem zaczęliście przypominać "Zetkę". Wasze spoty identyfikacyjne, sposób prowadzenia dzienników, więcej kobiecych głosów... Trójka - z lepszym czy gorszym skutkiem - zmienia się mniej więcej od tylu lat, od ilu Ty w niej grasz.
Każdy nowy dyrektor ma swoją wizję radia i każdy po swojemu zmieniał Trójkę. Zmienia się nasze życie i zmienia się radio. Po 89 roku można mówić swobodnie o polityce, nie ma cenzury na muzykę itd. Są inne oczekiwania, ale jest też konkurencja wśród mediów. Kiedyś były trzy rozgłośnie i dwa programy TV. Teraz jaki jest tłok w eterze, każdy widzi i słyszy. Do tego dochodzi internet oraz konkurencyjna prasa, no i oczywiście sklepy pełne płyt. Kiedyś, mając nowy album zachodniego wykonawcy, byłeś w radiu niemal Bogiem. Dzisiaj ta płyta leży na każdym straganie. Nie wystarczy jej mieć, trzeba zaoferować coś więcej. Pomysł, pasję i zwykłą redaktorską uczciwość. Młodzi słyszą, kto mówi prawdę, a kto wstawia kit. A co do brzmienia... Ktoś na redakcyjnym zebraniu powiedział, że "Polityka". "Gazeta Wyborcza", "Przekrój" zmieniły winietę, format i układ. Jednak nie zmieniła się zawartość. Tak jest i u nas. Wiem, że są listy i telefony od zawiedzionych. ale tak jest zawsze Dzwonią i piszą tylko ci, którym się nie podoba. Inni cieszą się nowym, nie tracą energii. Paradoksalnie, to, o co była najostrzejsza walka, czyli audycje "Kaczora", nie spadło, co więcej - jest nadawane o lepszej porze. Powróciło do ramówki wiele pozycji znanych z lat 70 Jazzu - choć mniej "z nazwy" - jest teraz znacznie więcej. Marcin Kydryński gra go w najlepszym czasie w niedzielne popołudnia oraz w swojej nocnej audycji. "Ptaszyn" ma osiem, a nie - jak dotychczas - trzy kwadranse jazzu.
Jaki jest typowy słuchacz Trójki?
Wierzę, że jest młodym (choćby duchem), otwartym i ciągle poszukującym, aktywnym człowiekiem. Chodzi do kina, teatru, czyta książki, pasjonuje się muzyką. Jest inteligentem nie tylko z nazwy czy za sprawą dyplomu dobrej uczelni. Nie musi być fanatykiem radia, ale radio powinno być dla niego nieodzownym elementem codzienności.
Czy tematem tabu jest granie przez większość prowadzących "z komputera", czyli piosenek z jednej i tej samej skrzynki-playlisty? Jeszcze rok temu przy Myśliwieckiej o takim stylu prowadzenia audycji muzycznych mówiono z dezaprobatą. Komu wolno jeszcze dzisiaj zagrać coś ze swoich zbiorów?
W Trojce od lat przygotowuje się muzykę, to nie jest nowość. To kwestia techniczna, czy "grasz" to z płyt, jak kiedyś, czy z komputera. Są tacy, którzy wybierają komputer, ale i tacy, którzy muszą ją "zagrać" bez ingerencji. Prowadzący "Zapraszamy do Trójki" nie musi się znać na muzyce. Ma być błyskotliwym redaktorem, mistrzem riposty, aktywnym mówcą, a nie muzycznym erudytą. Ma się skupić na stówie, faktach i kontakcie ze słuchaczami. Dziś rzeczywiście dużo więcej audycji dostaje oprawę muzyczną "z góry", ale jest to tylko z korzyścią dla radia. Nie dotyczy i nie będzie nigdy dotyczyć audycji muzycznych, gdzie autor jest sam sobie szefem.
Zmiany chyba wychodzą rozgłośni na dobre, bo w wynikach badań "słuchalności" wyraźnie coś drgnęło. Ale czy tylko o to chodzi?
Miło wiedzieć, że nadajesz dla dwóch milionów ludzi, a nie dla miliona. Zresztą wśród dziennikarzy Trójkowych istnieje taki głód. bo kiedyś nadawali dla 10 milionów, a radio publiczne oznacza masowe. My nie musimy być pierwsi na liście "słuchalności", choć byłoby to miłe. Ale nie chcemy iść na zbyt duże kompromisy. Ciągle mamy wiele audycji wyróżniających nas spośród konkurentów. Pasma kulturalne, literackie, naukowe, jazz, reportaż. Klasykę oddaliśmy Dwójce i Radiu Bis. Nie ma sensu się dublować. Dokonaliśmy koniecznych zmian, w zasadzie głównie przesunięć w ramówce. Programy najbardziej kulturotwórcze wstawiliśmy w pory wieczorne, kiedy ludzie włączają radio świadomie, żeby go naprawdę posłuchać.
Jakie było tych pięć lat w Trójce?
Kiedyś radio dato mi szansę, teraz ja chcę dać szansę młodym muzykom poprzez promowanie ich na antenie kultowej rozgłośni. To radio odkryło Perfect, Maanam, Republikę, teraz chcemy i odkrywamy ich następców. Tu debiutowało Voo Voo Wojciecha Waglewskiego, 20 lat później zagrali jego synowie, wspomniani F.I.S.Z. i DJ M.A.D. Nowe pokolenie na scenie. Staramy się być na czasie, jednak zawsze z klasą, jak to się mówi, trzymając fason. 40 lat historii do czegoś zobowiązuje.
Jak uczcicie jubileusz?
Będzie dwupłytowy album "40 przebojów na 40-lecie Trójki", będzie też krążek podsumowujący pięć lat "Trójkowego ekspresu".
PIĘĆ LAT NA MYŚLIWIECKIEJ
Siłą radiowej Trójki są ludzie. Głosy - jak mawia się w branży. Trójka zawsze słynęła z osobowości i stronienia od mód. Choć w ostatniej dekadzie straciła znaczną część niegdysiejszego rynku ciągle ma swój 'elektorat'. Tych, którzy lubią, aby do nich mówiono, a nie tylko im grano. Słuchaczy łaknących radia w którym piosenki i reklamy nie pojawiają się z szybkością wideoklipu, a rola prowadzącego nie ogranicza się do wypowiedzenia tytułu piosenki i podania godziny oraz nazwy 'waszej ukochanej, najlepszej w Polsce stacji'. Ta dla wielu kultowa rozgłośnia ostatnio przeszła radykalny lifting. Nie wszystkim przypadł on do gustu. Wszelkie większe zmiany tej anteny trwają tyle lat, ile związany jest z nią twórca 'Trójkowego ekspresu' Paweł Kostrzewa. Rocznik - jak sam mówi - 'Sgt. Peppera', czyli 1967. Zgłębiał tajniki chemii i farmacji, lecz jego wielką miłością było i jest radio. Już w czasie studiów prowadził autorskie audycje w Akademickim Studiu Radiowym 'Nad Odrą' we Wrocławiu. Zanim trafił do Trójki, przez siedem lat pracował w Polskim Radiu Wrocław - odpowiadał oczywiście za działkę muzyczną. W 1996 roku rozpoczął pracę w Trójce. Właśnie obchodzi pięciolecie pracy na jej antenie, a sama rozgłośnia jest już czterdziestolatkiem.
Rozmawiał Piotr 'Trójka pod parą' Iwicki
|
|