|
Kulturałki: Inteligencki żal za żółtymi butami
WACŁAW KRUPIŃSKI, Dziennik Polski, Kraków, 27 kwietnia 2002, dodatek sobotni
My już nie potrzebujemy inteligentów, minął wasz czas - rzucił mi Krzysztof Globisz ze sceny Starego Teatru. To ci sturba, psia ją cholera w suczą by ją wlań! - pomyślałem, z lekka przebudzony, to i tu już ta sama zaraza?! Ale nie, z głośników nie popłynęły żadne śmichy-chichy, nie pojawiła się też rechocząca Manuela, co to sprawdza na niej dobre pomysły dobry smak facet od sosów, nie ujrzałem nawet zadowolonego oblicza Agaty Młynarskiej. Nawiasem mówiąc, gołej kobitki, co ją reżyser całkiem z tyłu sceny postawił, też nie ujrzałem, a to już niefrasobliwość i marnotrawstwo, bo niby po co się owa dama rozbiera, żebym ja z 11 rzędu musiał się jedynie domyślać?
Ale skoro czas minął... Tak, zdanko, co to je z szewską pasją Sajetan Tempe rzucił, to on nie dla hecy rzucił. On je rzucił, rzekłbym, świadomy praw i obowiązków.
Nie bez przyczyny majstra szewskiego cytuję, bo i inny cytat przywołać pragnę. Że jeżeli na ulicy jest piętnaście sklepów z czarnymi butami, to nie ma sensu otwierać szesnastego, zwłaszcza że ten sklep z dawien dawna słynie ze sprzedaży butów żółtych. Tak oto przekonywał Grzegorz Miecugow władców radia. Niby prosto i jasno przekonywał, i każdy by zrozumiał, a oni nie pojęli, bo im się ubzdurało, że "Trójka" musi być komercyjna. To czemu ja mam płacić za to abonament? Ogłosił zatem Miecugow w "Polityce" epitafium dla radiowej Trójki, tej, na której się chowały pokolenia, bo była inteligentna i inteligencka. My już nie potrzebujemy inteligentów, minął wasz czas. Żadne tam autorskie radio, ambitne, inne. "Trójka" ma być teraz taka jak Radio Zet FM. Już widzę, jak to się skończy, bo pamiętam los pewnego byłego krakowskiego tygodnika, który też żółte buty na czarne przebierał; i boso się ostał.
Bez żółtych butów "Trójki", pożółkłą książeczkę dr Józefa Chałasińskiego, sprzed ponad półwiecza, zdejmuję z półki. I czytam o przejściowym i przeżytkowym charakterze inteligencji jako osobnej warstwy społecznej. Widać prezesi radia publicznego też czytali. I policzyli, bo liczyć to oni potrafią, o czym wspomina Miecugow junior, że inteligentów i tych, co się na nich snobują, to może jest 1/5, a tych pozostałych cztery razy więcej. I wyciągnęli z tego wnioski marząc o wyciągnięciu kasy. Nie oni jedni znają słowa piosenki: bo to, co się w życiu liczy, to się nazywa kasa. Jerzy Gruza już kolejny raz stanął za kamerą, by nakręcić film z Gulczasem czy innym... asem. Grażyna Torbicka też stanęła obok Kayah w czasie rozdawania Fryderyków i wcale nie była gorsza. Taka zdolna.
Nie wiem, jak jest teraz, bo dawno niczego nie wypełniałem, z wyjątkiem dowodu mej małości, czyli PIT-u, ale niegdyś, pamiętam, szedł człek do szkół i musiał ujawnić tzw. pochodzenie społeczne. Wybór nie był wielki: chłopskie, robotnicze i inteligenckie. Niemniej był. Niektórzy nawet wybierali podwójnie: do liceum szli z rodowodem inteligenckim, a już na studia - z robotniczym, bo to im dawało punkty za pochodzenie. Ale bez względu na to, do jakich korzeni się przyznawaliśmy w rubrykach, mieliśmy do wyboru i inne: właśnie radiową Trójkę, a to książki odkładane przez panią Anię (bo mnie pani Ani odkładała) w księgarni, a to filmy pokazywane w DKF-ach, a to Teatr Telewizji, by już o Starszych Panach nie wspominać. I jeszcze mogliśmy iść do Starego Teatru na "Szewców". Tamtych "Szewców".
Miał rację Witkacy przewidując, że w mrowiskowym społeczeństwie przyszłości zdeptany zostanie każdy, kto choć trochę wybija się ponad przeciętność - pisze Małgorzata Szpakowska. I przywołuje opinię, jaką 75 lat temu sformułował autor "Szewców": Każdy naród ma taką religię, filozofię i sztukę, na jaką zasłużył. A kończy swój "Lament nad Witkacym" taką oto wizją: W banalnym dobrobycie zgasną ostatnie iskierki indywidualizmu i "tylko świństwo równomiernie rozpełznie się wszędzie". A czy się nie rozpełza? - pyta retorycznie autorka.
A czy mamy ten dobrobyt, niechby i banalny? - że zapytam ja.
WACŁAW KRUPIŃSKI
|
|